piątek, 30 stycznia 2015

'Perfekcyjny Rok' z Perfekcyjną Panią Domu

Niedawno wkroczyliśmy w Nowy Rok, w nowe obietnice, plany, marzenia, założenia i postanowienia. Każdy z Nas w inny, ale nowy etap, rozdział życia. Z każdym kolejnym rokiem jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia, pragniemy realizować nowe cele, nasz zapał nie znika, dlatego zakup tej książki wydał mi się idealny na ten nadchodzący czas. :)



Dzisiaj chciałam napisać kilka słów na temat (nie tak całkiem już) nowej książki 'Perfekcyjny Rok' Małgorzaty Rozenek, czyli ekranowej Perfekcyjnej Pani Domu. Zawsze lubiłam oglądać ten program. Podziwiałam bohaterki, że potrafią się tak przemóc i zmienić 'na lepsze', ogarnąć bałagan i uporządkować swoje życie. I mimo, że bardzo wiele osób krytykuje i narzeka na panią Małgosię i jej program, to jak tak patrze na siebie i na swoich znajomych, to każdemu z nas przydała by się taka wewnętrzna 'perfekcyjna' siła. :) Po za tym oglądając program zawsze się tak jakoś 'chce' sprzątać i wszystko wydaję się takie proste, entuzjazm znika jednak wraz z kończącym się odcinkiem ;) 



Książkę kupiłam w Empiku, z ciekawości, jeszcze w tamtym roku, jesienią, razem z książką Ani Lewandowskiej :) Ogarnięcie domu, i bycie fit wydawały mi się wtedy dobrą motywacją na nowy rok (jak co roku oczywiście) ;) Ta książka to kalendarz i poradnik w jednym. Jest przepięknie wydana, widać, że jest dopracowana i przemyślana co do ostatniej kartki, napisana na dobrej jakości papierze, wizualnie bardzo przyjemna, z pięknymi zdjęciami.



Spis treści to podział na 12 miesięcy, zawierający przydatne porady i odpowiednie planowanie każdego miesiąca. Nie jest to 'typowa książka o sprzątaniu'. Książka ma na celu pomóc nam w organizacji domowych zadań, dając rady, niczym kiedyś popularne kalendarze naszych babć z kartkami 'na każdy dzień'. Dzięki książce nauczymy się planować, sporządzać listy zadań i zakupów, błyskawicznie porządkować, prowadzić miesięczny budżet, organizować naszą 'pracę domową' przez cały rok tak, by chętnie do naszego domu wracać. Każdy miesiąc zawiera złote porady na tematy domowe, rodzinne, organizacyjne, nie musimy zastanawiać się już kiedy i co jak zrobić. Książka podpowiada nam jak dobrze zorganizować nasz dom w ciągu całego roku. Myślę, że jest idealna, szczególnie dla 'młodych pań domu' :) 



Znajdziemy w niej porady dosłownie z każdej dziedziny życia. Zawiera praktycznie informacje na temat gotowania, robótek ręcznych, przeprowadzek, organizacji imprez rodzinnych, świąt i uroczystości, pielęgnacji naszych zwierząt, przygotowań do podróży, bezpieczeństwa w domu, urządzania garderoby, remontów, czasu wolnego, organizacji w pracy i wiele wiele innych. Dla każdego, co innego. Dosłownie. :) 



DOBREGO WEEKENDU!! <3 :)



wtorek, 27 stycznia 2015

Drobne zakupy: Sephora / Douglas

Całkiem zapomniałam o tym poście, choć napisałam go już początkiem stycznia :/ W okresie grudzień/styczeń jak na prawdziwą kobitę przystało buszowałam po sklepach, macałam i oglądałam wszystko, bo był to czas wyprzedaży, które niestety trwają gdzieniegdzie aż do teraz (o zgrozo, dla mojego portfela ;)). Oprócz ciuchów parę nowości kosmetycznych wtedy też wpadło w moje ręce, dlatego dzisiaj pokażę Wam moje drobnostki kosmetyczne, które nabyłam w tamtym czasie. Dzisiaj skupię się na dwóch perfumeriach, Sephorze i Douglasie, bo produkty kupione przeze mnie pochodzą właśnie stamtąd. 



Złota piątka moich nowych ulubieńców :) 

Benefit, baza pod makijaż Stay Flawless, kupiona w Sephorze. Sephora ma markę Benefit na wyłączność, więc wszystkie kultowe kosmetyki tej firmy możemy kupić właśnie tam. Na promocji zapłaciłam za nią około 55 zł (normalnie 130 zł), więc żal było nie brać :)) Baza ma fajną formułę sztyftu, jest więc bardzo wygodna w użyciu. Producent twierdzi, że baza ma zapewnić nam 15 godzin nieskazitelnie wytrzymałego makijażu. Baza ma cielisty kolor, jednak na twarzy jest bezbarwna. Idealnie trzyma, podkład nie waży mi się na twarzy, nie nakładam jej jednak na całą buzię, jedynie na czoło, policzki i nos :) Trzeba nauczyć się nakładać na nią podkład, bo rzeczywiście przyciąga go jak magnes. Coś w tym jest. Samo opakowanie jest tak słodziutkie (jak większości Benefitowych produktów), że chętnie sięgam po nią każdego dnia. Myślę, że produkt zasługuje na oddzielną recenzję :)

IsaDora, Twist-Up Eye Gloss Highlighter, Rozświetlający cień w sztyfcie, ja mam odcień 02 Brown Sugar, kupiony w Douglasie, na promocji, gdy było -30% na kolorówkę. Jakoś zaczęłam lubić produkty tej firmy, choć wcześniej nie miałam z nimi za bardzo do czynienia. Kredka jest w formie odkręcanego, grubego sztyftu. Dostępne są przepiękne odcienie. Można malować nimi całą powiekę, lub robić tylko 'kreskę'. Kolory są delikatne, rozświetlające, dają świetlisty efekt. Ładnie podkreślają kolor oka. Mam jeszcze ochotę na delikatniejszy 05 - Jet Set. 

Sephora, Universal Lip Liner, 01 Incolore, Clear, bezbarwny, wodoodporny, silikonowy 'ołówek' do konturowania ust. Ma gwarantować nierozmazywanie się pomadki. Chciałam go już jakiś czas temu, myślę, że nie jest to niezbędny produkt, ale fajny gadżet za niską cenę. Poza tym jeśli lubimy konturówki do ust a akurat nie mamy takiej w odpowiednim kolorze pasującym do jakiejś pomadki, ta uniwersalna kredka będzie idealna. Wcześniej nawet nie miałam pojęcia, że taka kredka istnieje :) Kredka jest w kolorze białym, ale po nałożeniu jej na usta robi się bezbarwna i naprawdę działa, robiąc 'granicę' dla pomadki. Fajny, ciekawy produkt :) 

Sephora, Ultra Vinyl Lip Pencil, 04 Coral Glow, pomadka do ust w kredce, bardzo lubię takie produkty.  Mam już kilka takich produktów, lecz innych marek. Szkoda, że Sephora ma niestety mały wybór kolorów w swojej ofercie. Mam ładny, czerwony odcień, w sklepie nie zauważyłam, że ma jednak trochę za dużo świecących drobinek. No ale mądra baba po szkodzie :) Pomadka idealnie wygląda na ustach 'nałożona' do jakiegoś eleganckiego stroju. :) Jest wygodna i łatwa w użyciu, można stopniować intensywność nakładanego koloru. Trochę jednak przeszkadza mi ten zbyt duży 'połysk' i 'świecenie', dlatego wolę kredki Catrice, Bourjois, Revlonu, czy Clinique. 

IsaDora, Bronzing Powder, brązujący puder do twarzy i ciała, mam odcień 45 High Light Tan, który kupiłam na promocji w Douglasie, był to taki mini zestaw z IsaDory, w którym znajdował się puder, tusz do rzęs, kredka i rozświetlacz. Fajnie, że rozmiarowo jest trochę mniejszy, niż normalna wersja, bo łatwiej go wszędzie zabrać, a uwierzcie mi, wydajny jest bardzo, więc na pewno starczy na długo. Ten bronzer to jeden z lepszych, jakie mam. Daje ładny efekt, możemy stopniować jego kolor, i mimo, że to bronzer, nie można zrobić sobie nim krzywdy. Przypomina mi troszkę Hoola z Benefitu, którą mam i którą też bardzo lubię. Dzięki temu zestawowi mogłam choć troszkę bliżej poznać markę IsaDora, i już wiem, że kosmetyki tej firmy zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie i na pewno jeszcze coś wpadnie w moje ręce. :) 






sobota, 24 stycznia 2015

instaGLAM #1

Postanowiłam na swoim blogu od czasu, do czasu zamieszczać taki 'photo mix' (brrr, jakoś nie cierpię tego określenia, nie wiem czemu :/ ) najciekawszych zdarzeń i wydarzeń danego tygodnia, miesiąca, dnia, chwili..., jeśli takowe oczywiście będą :-) Na razie jednak nie planuję zamieszczać takiego typu postów falowo, co tydzień, jeden za drugim, byleby tylko coś tam wrzucić, raczej chciałabym, żeby to była fajna odskocznia od zwyczajnych postów. Jako, że mój blog to glamblog ;-) to wymyśliłam sobie, ażeby zamiast różnych określeń typu 'photo week', 'photo mix', 'insta mix', itp. (które nie za bardzo mi się podobają) nazwać swoje wypociny po prostu 'instaGLAM' :-) ...równie zwyczajnie i prosto. Póki jakaś naprawdę glam nazwa nie wpadnie w moje ucho :-)




Sama bardzo lubię oglądać tego typu posty na innych blogach, mam nadzieję więc, że spodoba się to i na moim :-) 
Zapraszam zatem na pstryk #1!




planowanie z Nowym Rokiem / małe zakupy w Yves Rocher / kupiłam sobie automat do chleba, a co! ;) / nieszczęsne zapalenie ucha ;( / nowy katalog Bon Prix cieszy moje oko / świeczka z Tesco, która nieziemsko pachnie czekoladą <3


planowanie wakacji czas start / sówkowy pokrowiec na telefon / ulubiony pobliski zamek w Będzinie / deszczowa wycieczka do Wawy i knajpa Pani Gessler :)



sale w Sinsay / kicia / park śląski / lubię czytać broszurki / pyszna kawa w Starbucks / sephorowe jajko 


Pierwszy raz już za mną :) Następnym razem postaram się, żeby było trochę ciekawiej, 'będę łapać chwile ulotne jak motyle' :) Miłego weekendu! :))

sobota, 17 stycznia 2015

Szybkie zakupy, szybki post... (#3)

Jako, że od jakiegoś czasu męczy mnie zapalenie ucha, i nie mam ochoty ani nastroju za bardzo na nic, dzisiaj będzie trzeci post z serii 'szybko i na temat' :)) Jeszcze przed Świętami ogarnął mnie szał zakupów (jak chyba każdego), dlatego dzisiaj chciałam Wam pokazać jego mały zalążek i przedstawić Wam moje nowe maleńkie przedświąteczne nabytki, które używam i stosuję, dlatego mogę się już z Wami podzielić moim pierwszym wrażeniem.... są to jednak maleńkie, drobne zakupy, dlatego też nie spodziewajcie się Bóg wie jakiego obszernego posta ;))



Tonik delikatnie oczyszczający Nivea Pure&Natural
Kupiłam go spontanicznie podczas zakupów w Super Pharm, bo po prostu potrzebowałam jakiegoś oczyszczającego toniku. Produkt przeznaczony jest do każdego typu skóry, ma odświeżać i delikatnie oczyszczać skórę. I rzeczywiście oczyszcza bardzo, ale to bardzo delikatnie. Tak jak ma w nazwie. Mimo tego, że w składzie zawiera alkohol jest naprawdę bardzo delikatny. Dla mnie to niestety minus, bo mam wrażenie, że nie jest tak 'dokładny', jak bym tego potrzebowała. Wacik po oczyszczeniu makijażu jest praktycznie czysty. Mimo wszystko, tonik bardzo ładnie pachnie i jest dosyć wydajny, dlatego będę go męczyć jeszcze przez jakiś czas. Stosuję go zazwyczaj po prostu do odświeżenia, bo z resztkami makijażu nie radzi sobie kompletnie. Produkt ma fajny skład, zawiera olejek arganowy, aloes, pozbawiony jest parabenów, silikonów i barwników. Dla kogoś, kto nie ma większych wymagań co do oczyszczenia cery i lubi takie bardzo delikatne działanie będzie ok, jednak w moim odczuciu jest on niestety za słaby i dosyć przeciętny w porównaniu do innych, dostępnych na rynku tego typu produktów. Szału nie ma, dupy nie urywa ;)

Alterra, mydło roślinne z ekstraktem z drzewa sandałowego
Od jakiegoś czasu lubię mydełka w kostce, i spontanicznie kupuję jakieś ciekawe zapachowo, które wpadną w moje ręce. Drzewo sandałowe kusiło mnie od jakiegoś czasu, poza tym bardzo lubię mydełka z Rossmanna. Producent twierdzi, że w 100 % zawiera czyste oleje roślinne, nie zawiera syntetycznych substancji konserwujących, ani składników pochodzenia zwierzęcego. Zapach jak dla mnie nawet taki przyjemny. Taki trochę męski.. 

Kobo Professional, Make Up Fixer Spray
Kupiony w Naturze, na promocji. Naoglądałam i naczytałam się o różnych fixerach i magicznych sprayach, które mają przedłużyć trwałość naszego makijażu i zapragnęłam mieć takie coś. Marzeniem byłaby oczywiście wychwalana mgiełka z Maca, ale póki co, kupiłam fixer, dużo tańszy marki Kobo. Pachnie trochę jak lakier do włosów, i używa się go dokładnie tak samo, tyle, że pryskamy na buzię. Dobrze utrwala makijaż, przydaje się najbardziej wtedy, gdy pogoda nas nie rozpieszcza, będzie więc idealny na deszcz, wiatr, czy upał. Jednak muszę poużywać go troszkę dłużej, by wyrobić sobie bardziej szczerą opinię na temat działania. 

4 Long Lashes by Oceanic, serum przyspieszające wzrost rzęs
Kupiłam na promocji w Super Pharm, i muszę przyznać, że pokładam w nim wielkie nadzieje. Zaczęłam już codziennie używać, i czekam na efekty. Cała blogosfera mówi, że działa cuda, więc mam nadzieję, że i ja będę miała rzęsy do nieba :) Serum na za zadanie nie tylko wydłużyć rzęsy, ale także zagęścić je i wzmocnić. Poużywam i zobaczę. Ale jak na razie jestem mega pozytywnie nastawiona. 

Ostatni produkt to krem do rąk Isana, Harmony i pantenolem i masłem shea
Krem kupiłam w Rossmannie, pochodzi z edycji zimowej, limitowanej. Największy plus, to to, że produkt ma pompkę! :)) Stoi w łazience, i ładnie się prezentując, zaprasza do 'pokremowania rąk' po ich umyciu. Muszę przyznać, że nie pamiętam nigdy, żeby posmarować ręce kremem po umyciu, a że myję ręce dosyć często, pomyślałam więc, że będzie to idealny produkt do łazienki. Ładnie pachnie, nawilża i pielęgnuje. Szybko się wchłania no i ma fajną butelkę :)) 



Życzę Wam miłego (zdrowego!) weekendu, pogoda póki co nas rozpieszcza, więc nic, tylko korzystać :)) <3 Buziaki!







czwartek, 8 stycznia 2015

Yankee Candle FRENCH LAVENDER

Dzisiaj taki szybki do poczytania post wrażeniowy, raczej nie bardzo kosmetyczny :) Od czasu do czasu, oprócz przyjemności ciała, trzeba sobie pozwolić na przyjemność duszy :)) Woski Yankee Candle goszczą u mnie już od ponad roku, a że ciągle wyszukuję nowe zapachy, to nie nudzą mi się w ogóle :) Lubię je bardzo. Woski są tanie (ok. 6/7 zł), w sumie dosyć łatwo dostępne (można je kupić już stacjonarnie no i ciągle przez internet), no i cieszą nasze zmysły ;)) Mam już kilka swoich ulubionych, i dzisiaj właśnie będzie o jednym z nich... 



Jako, że już pewnie wiecie, że lawendę kocham prawie na zabój, to nie mogło zabraknąć w mojej kolekcji wosków Yankee Candle tegoż zapachu :)) Minęły już czasy, gdy lawenda kojarzy mi się tylko z babcinymi 'kulami na mole' chowanych w szafie. Dzięki temu, że jest fajnie przemycana w kosmetykach i innych produktach, i wcale nie podrażnia mojego nosa, stała jednym z ulubionych moich zapachów. Kiedyś nie za bardzo lubiłam lawendę, sama dokładnie nie pamiętam, kiedy nasze drogi się skrzyżowały i pokochały, a miłość ta trwa nadal :))) <3 Dzisiaj będzie o jednym z moich ulubionych wosków Yankee Candle - French Lavender. 
Paląc ten wosk czuję się jakbym 'nosem' była w samym środku lawendowego pola :) Zazwyczaj lawendowe kosmetyki, czy produkty kupuję w ciemno, bo tak lubię ten zapach, jednak kilka razy rozczarowałam się niemiłosiernie, bo zapach z lawendą nie miał niestety nic wspólnego. Wosk jednak spełnił moje oczekiwania, sam zapach bardzo przypadł mi do gustu. Podsumowując: Zapach jest bardzo intensywny, ale nie nachalny. Koi i uspokaja zmysły. Pozwala się wyciszyć i zrelaksować. Zapach jest bardzo naturalny, nie czuję tu żadnej sztuczności czy chemii. 

Jeśli ktoś lubi zapach lawendy, to z pewnością spodoba mu się ten zapach :))



poniedziałek, 5 stycznia 2015

Małe zakupy / AVON

Że Avon kusi i wciąga nie muszę nikomu chyba tłumaczyć. Nawet jak na codzień nic mi z Avonu nie jest potrzebne, to jak ktoś podrzuci i da do obejrzenia katalog, to nie ma bata, żeby czegoś nie zamówić :)) Potem mam ochotę na połowę katalogu, a z każdą kolejną stroną jeszcze więcej rzeczy uważam za godne uwagi. ;) No ale, co za dużo to nie zdrowo, także zapraszam Was do przejrzenia mojego małego zamówienia... 




Zamówienie jest małe, bo musiałam je zredukować, żeby nie zbankrutować ;)) No i  kupiłam 'same przydatne' produkty ;) I na pewno przyjemne. 

Żeli pod prysznic nigdy mało, także myślę, że zakup przydatny :) Nawilżający, bardzo kremowy żel pod prysznic Avon Senses Mood Therapy Indulgent skradł moje nozdrza :) Pięknie pachnie, kosztował grosze, jest kremowy, ładnie się pieni i zawiera ekstrakt z masła shea. 


Myć, myje, przy okazji w łazience ładnie pachnie, więc nie ma co więcej od niego wymagać. Nie podrażnia i nie uczula, jest delikatny i przyjazny dla skóry.

Na czekoladowo-truflowy zestaw Planet Spa miałam już chrapkę jakiś czas temu. Uwielbiam zapach czekolady, a produkty z serii Planet Spa które miałam, zawsze się sprawdzały :)


Zestaw zawiera peeling do ciała, jedwabisty mus do ciała i luksusowy mus do twarzy. Mus do ciała masło shea i trufla czekoladowa ma przepiękny zapach, który idealnie nadaję się na zimowe wieczory... Produkt zamknięty jest w dosyć dużym, 200 ml odkręcanym słoiku, z którego łatwo go wydobyć. Forma musu jest niezwykle przyjemna do ciała. Leciutka formuła sprawia, że natychmiast się wchłania. Jakiegoś szczególnego nawilżenia nie zauważyłam, ale smarowanie się nim wieczorem sprawia mi niezwykłą przyjemność :) 

Luksusowy mus do twarzy z masłem shea, troszkę mnie rozczarował, bo nie czuć w nim zapachu czekolady.. ;) Ale mimo wszystko mus pachnie przyjemnie i bardzo delikatnie. Choć tak do końca nie jest to jednak mój zapach, mimo że lubię zapach masła shea, to coś mi tu jednak nie końca pasuje.. Co lepsze, to w słoiku zapach wcale mi się nie podoba a gdy nałożę go na twarz, albo rękę jest ok.. Stosuję go od czasu do czasu, po kąpieli na noc. Dobrze odżywia buzię. Mimo, że w słoiku ma świecący, iskrzący srebrny kolor, na buzi nie świeci się, wręcz odwrotnie - lekko matowi ją. 

Oba produkty mają lekką i taką jakby piankową, puszystą konsystencję, są bogate w swoim składzie w witaminy, odżywiają i regenerują skórę. Skóra jest gładka, przyjemna w dotyku i jakby delikatnie rozświetlona. 


W pakiecie był także wygładzający peeling cukrowy do ciała z masłem shea i brązowym cukrem. Ma delikatne drobinki ścierające, dla bardzo wrażliwej skóry będzie więc jak znalazł. Peeling baaardzo delikatnie wygładza skórę i zdziera martwy naskórek. Tuba jest wydajna, zawiera 200 ml produktu. Skóra jest nawet dobrze wygładzona, peeling nie zostawia tłustej warstwy, mimo wszystko jest to dosyć delikatny zdzierak, ja wolę jednak troszkę większe granulki. 
Najlepiej stosować produkty wszystkie razem, w pakiecie, podczas wieczornego relaksu :) Dają wtedy wyjątkowe 'czucie' dla naszego nosa. Mój ulubieniec to na pewno mus do ciała :)) 

Ostatnimi produktami, jakie kupiłam był zestaw do stóp z serii Foot Works Beautiful.
Już nie raz zamawiałam produkty z tej serii, głównie latem, bo wtedy bardziej dbam o pielęgnację stóp, i produkty zwykle się sprawdzały. Teraz skusił mnie głównie piękny zapach orzechów makadamia. 


W zestawie znalazł się nawilżający krem do stóp 'orzechy makadamia', który pachnie obłędnie. Zawiera formułę z olejkiem z orzechów makadamia, która ma za zadanie długotrwale nawilżać i wygładzać suchą skórę stóp. Zapach jest słodki, intensywny, pachnie słodko migdałami. 
Stopy są miękkie w dotyku, dobrze nawilżone i delikatniejsze. Produkt delikatnie rozgrzewa stopy, idealny na wieczorne stosowanie. Drugi produkt to relaksująca kąpiel do stóp 'orzechy makadamia', która ma przynosić ulgę zmęczonym, obolałym stopom. Idealny produkt na taki wieczór spa ;) Wystarczy wlać odrobinę produktu do ciepłej miski z wodą i wymoczyć stopy. Pięknie pachnąca kąpiel stóp zapewnia uczucie relaksu i regeneracji, poza tym dobrze oczyszcza i odświeża. Lubię takie 'gadżety' kosmetyczne do pielęgnacji, które przyczyniają się do lepszego samopoczucia. 
Zestaw był tani jak barszcz, a spowodował uśmiech na mojej twarzy i odprężenie moich stóp ;)) 



MIŁEGO TYGODNIA :)




piątek, 2 stycznia 2015

NUXE, Reve de Miel, balsam do ust

Dzisiaj o produkcie typowo pielęgnacyjnym. Szczególnie przydatnym teraz, na te chłodniejsze i mroźne dni. Bardzo lubię tę markę, bo ma produkty bardzo dobrej jakości, warte każdej wydanej złotówki, ale niestety są zazwyczaj dosyć drogie... Niestety... Ale od początku... 
Przedstawiam balsam do ust 
...kultowej marki Nuxe...
<3
Już na samym początku mogę zdradzić, że to będzie bardzo pozytywna recenzja, nie spodziewajcie się zatem żadnych negatywów :) Pokochaliśmy się od pierwszego użycia :))) <3

Balsam kupiłam jakiś czas temu na promocji w Super Pharm, gdy było -40% na markę Nuxe. Nie mogłam przecież przegapić takiej okazji :D 
(swoją drogą, szkoda, że Nuxe dostępny jest tylko w wybranych aptekach Super Pharm)


OPAKOWANIE:
Produkt dostajemy w pięknym, szklanym, ale bardzo wytrzymałym (z grubego szkła) słoiczku z odkręcanym wieczkiem. Jak na balsamik do ust, słoiczek jest dosyć spory, w środku znajdziemy 15 ml produktu. 

DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest głównie w aptekach, internetowych i stacjonarnych (ja swój kupiłam w aptece Super Pharm), i wszędzie tam, gdzie można kupić produkty z firmy Nuxe. Internetowo pewnie też, ale nie sprawdzałam. Na stronie internetowej firmy jest fajna wyszukiwarka, gdzie można nabyć produkty w zależności od miejscowości :) (gdzie kupić)

CENA:
Cena jest różna, często można kupić balsam na promocji. Cena standardowa to chyba coś koło 45 zł, nie wiem jednak dokładnie, ale warto polować na promocję. Ja za swój dałam chyba 29 zł.



KONSYSTENCJA / ZAPACH:
Zapach to coś, co podoba mi się  w tym produkcie najbardziej :)) Jest obłędny i przepiękny! <3
Wyczuć można nuty miodowe, cytrusowe, grejpfrutowe,. Wszystko bardzo przyjemne dla nosa. 
Konsystencja natomiast jest gęsta, żółta, dość mocno zbita. Produkt tworzy na ustach jakby woskową powłoczkę, przez co jeszcze lepiej nawilża. 

WSKAZANIA / DZIAŁANIE:
Produkt idealnie nadaję się na jesienne i zimowe, mroźniejsze dni. Usta, które są przesuszone, borykają się z pękającym naskórkiem i spierzchnięciem na pewno pokochają ten balsam. Przynosi natychmiastową, wyczuwalną ulgę. Jest niezwykle odżywczy, jego skuteczność została podobno nawet przetestowana w mroźnych, kanadyjskich warunkach. Sprawia, że usta są niezwykle nawilżone, gładkie i miękkie. Spokojnie można też nałożyć grubszą warstwę na noc i pozwolić na jeszcze lepszą regenerację naszych ust. Produkt jest niesamowicie wydajny, starczy spokojnie na cały sezon zimowy, i na wiele dłużej... 
Jest to jeden z lepszych (jeśli nie najlepszy!) produkt do pielęgnacji i nawilżenia ust, jaki kiedykolwiek miałam. 





SKŁAD:
balsam jest na bazie miodu, nie zawiera żadnych składników pochodzenia zwierzęcego, konserwantów, sztucznych zapachów i wazeliny. Nie zawiera parabenów, dodatkowo marka wspiera pasieki i ochronę pszczół. :)) Około 80 % składników, to składniki naturalne, co cieszy mnie niezmiernie.
Aktywne składniki:
Acacia Honey 5%, Shea Butter 13%, Plant Oils (Chilean Rose, Sweet Almond) 9.5%, Grapefruit Essence 2.5%, Vitamin E 1%.

Dodatkowe składniki:
Cera Alba (Beeswax), Butyrospermum Parkii (Shea Butter Fruit), Vegetable Oil, Lecithin, Behenoxy Dimethicone, Prunus Dulcis (Sweet Almond Oil), Mel (Honey), Dimethicone, Ethylhexyl Methoxycinnamate (Octinoxate), Citrus Grandis (Grapefruit Peel Oil), Caprylic/Capric Triglyceride, Hydrogenated Vegetable Oil, Limonene, Glycine Soja (Soybean Oil), Rosa Moschata (Rosa Moschata Oil), Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Allantoin, Citrus Limonium (Lemon Peel Oil), Candelilla Cera (Candelilla Wax), Calendula Officinalis (Calendula Officinalis Flower Extract), Citral, Linalool.ip4.




Jestem pod ogromnym wrażeniem, jeżeli chodzi o działanie balsamu. Nie dość, że pięknie pachnie, jest prawie całkowicie naturalny, niesamowicie wydajny, to jeszcze naprawdę działa! :)) nie wyobrażam sobie przetrwania zimy bez niego (mimo, że nie potrzebuję jakiejś hardcorowej ochrony). 




W ogóle firma NUXE urzekła mnie już jakiś czas temu. Ta francuska marka tworzy produkty z 'szacunkiem dla środowiska i natury' (nie testują na zwierzętach, używają tylko naturalnych składników, opakowania nadają się do recyklingu, angażują się w ochronę pszczół), jest więc za co ich chwalić. Polityka tej firmy jest bardzo bliska memu sercu. Firma pokazuję, że można stworzyć świetny produkt, a jednocześnie wspomóc nasze środowisko i choć trochę ochronić otaczającą nas naturę. 
Pierwszy ich produkt, który pokochałam i pragnęłam by pojawił się u mnie na półce to ich sławetny suchy olejek do twarzy i ciała. Możecie zobaczyć i poczytać o nim t u t a j. Ten olejek to chyba najbardziej kultowy i znany produkt tej marki :)) Miałam jeszcze miodowy krem do twarzy, który bardzo dobrze nawilżał no i pachniał :) 



Jeżeli mam więcej czasu i od czasu do czasu chcę zafundować moim ustom dodatkowe 'spa', balsam jest super do stosowania razem w pakiecie z peelingiem do ust z Pat&Rub, o którym pisałam t u t a j


MIŁEGO WEEKENDU! :))))