wtorek, 28 kwietnia 2015

Siarkowa Moc firmy BARWA

Jakiś niedawny całkiem czas temu, wpadły w moje ręce trzy zupełnie nowe dla mnie produkty firmy Barwa, którą kojarzyłam jedynie z nazwy, ale o której bardzo dużo czytałam też na innych blogach. Produkty tej firmy od jakiegoś czasu wzbudzały już we mnie zainteresowanie, ze względu na wszystkie ochy i achy, o których mogłam poczytać. Ucieszyłam się więc, że też będę mogła wypróbować i wyrobić sobie opinię na temat tych produktów. Ciekawa byłam efektów i działania, którymi mam nadzieję głębiej się z Wami podzielić, za jakiś czas, gdy będę już miała pełne zdanie na temat produktów. Na razie pragnę Was zaprosić na moje pierwsze wrażenia i spostrzeżenia. 



W moje ręce wpadły trzy pomarańczowe produkty: krem siarkowy, długotrwale nawilżający, specjalistyczny szampon siarkowy antybakteryjny i siarkowa antytrądzikowa maseczka. Siarka rządzi! :) Kojarzę produkty tej marki jedynie wizualnie, jednak z trochę innych opakowań, myślę więc, że firma zmieniła szatę graficzną...i moim zdaniem okazało się to wielkim plusem. Produkty mają teraz fajne, duże, przejrzyste napisy na opakowaniu, ładnie dobrane są kolory, wizualnie, wyglądem przypomina mi to trochę opakowania produktów takich marek jak Korres, Tołpa, czy Pat&Rub. Na produkcie znajdziemy wszelkie informacje dotyczące używania, składu, czy efektów działania. Naprawdę wizualnie prezentują się bardzo ładnie i zachęcająco. Co do ewentualnej zmiany składu... nie mam pojęcia, czy cokolwiek w ogóle się zmieniło, (ale myślę, że nie), bo wcześniej nie miałam przyjemności po prostu znać produktów tej marki. Zachęcam także do odwiedzenia strony internetowej firmy, na której możecie zobaczyć i poczytać o wszystkich produktach. 

Maseczka siarkowa antytrądzikowa 
Dostajemy ją w podwójnym (2x5 ml) opakowaniu, z czego każdą z saszetek można także spokojnie wykorzystać na dwa razy. Mimo, że nie mam jakoś szczególnie problematycznej skóry, to od czasu do czasu takie świetne oczyszczenie skóry jeszcze nikomu nie zaszkodziło :) Maseczkę możemy nakładać na twarz, dekolt i szyję. W jej składzie znajdziemy oczyszczającą glinkę, siarkę, kaolin oraz bioselektywny oligosacharyd. Wszystkie te składniki mają za zadanie dokładnie oczyścić, wygładzić i zmatowić naszą buzię. Maseczka łagodzi także objawy trądzikowe, delikatnie złuszcza naskórek, nie podrażniając przy tym skóry. Zalecane przez producenta stosowanie to około 2 razy w tygodniu. Maseczka kosztuje około 3, 99 zł, jest na pewno dostępna w Rossmannie (jak zresztą inne kosmetyki tej marki). Widziałam, że na półce dostępny jest także peeling, w takiej samej saszetce, jak ta maseczka, jednak nie kupowałam. Lubię swoje chusteczki peelingujące :)) Muszę Wam powiedzieć, że z działania maseczki jestem już teraz naprawdę zadowolona. Kupiłam i zużyłam już w sumie trzy opakowania, bo dzięki niej mam bardzo dobrze oczyszczoną i gładką buzię. Skóra nie świeci się w ogóle, zauważyłam też, że małe bruzdy i 'nierówności', które miałam się spłyciły. Nasze, polskie, tanie i dobre! 



Krem siarkowy długotrwale nawilżający
Produkt dostajemy w małym, fajnym 50 ml a'la szklanym, zakręcanym słoiczku. Mimo 'siarkowej';) nazwy, krem bardzo przyjemnie pachnie. 
Już teraz mogę powiedzieć, że stał się jednym z moich kremowych ulubieńców. Jestem przekonana, że jeszcze nie raz kupię kolejne opakowanie. No chyba, że trafię na jeszcze coś lepszego ;)) Pierwsze, co mnie urzekło, to to, że krem naprawdę bardzo dobrze nawilża. Sprawia, że cera nie tłuści i nie świeci się. Zawiera składniki nawilżające, kojące, łagodzące, antybakteryjne i odżywcze, więc musi robić dobrze naszej buzi :))) Stosuję go już jakiś (na razie krótki) czas, a już widocznie poprawił kondycję mojej skóry. I jest świetny pod makijaż. Jako baza radzi sobie rewelacyjnie. Ja stosuję go tylko rano, chętnie kupiłabym krem z tej serii na noc (ale nie wiem, czy w ogóle jest, bo na półce nie widziałam). Jeśli potrzebujecie dobrego nawilżenia, i regeneracji podrażnionej skóry, ten krem będzie dla Was idealny. Była też w sklepie jeszcze wersja matująca. 



Specjalistyczny szampon siarkowy antybakteryjny
Pierwsze, co rzuciło mi się o oczy, to bardzo fajna butelka 'otwierana na dziubek' (niestety ma mniejszą pojemność niż standardowe szampony). Opakowanie ma więc ładne, zresztą jak cała ta seria. Producent zapewnia, że szampon ma za zadanie dokładnie oczyszczać skórę głowy, usuwać nadmiar łoju, odświeżać, a nawet redukować łupież. Szampon jest bardzo leisty, przez co więcej wylewa się nam go na rękę. Trochę dziwnie, specyficznie pachnie..., i niestety bardzo plącze moje włosy. Bardzo dobrze natomiast oczyszcza włosy, rewelacyjnie radzi się sobie też z olejami, ale włosy po umyciu są potem matowe i nie błyszczą się. Włosy po umyciu nie pachną też tak ładnie, żeby je jakoś 'okiełznać' muszę je spryskać albo nałożyć odżywkę, bo inaczej są mega splątane. Nie zauważyłam też niestety, żeby włosy były jakoś na dłużej odświeżone niż po użyciu zwykłego, innego szamponu. W składzie znajdziemy m.in.; siarkę (przeciwbakteryjna), alkohol (antyseptyczny, dezynfekuje i wysusza), glicerynę (oczyszcza i nawilża), d-panthenol (łagodzi i koi, jest przeciwzapalny). 
Szampon jest niestety numerem trzecim, w porównaniu do swoich dwóch poprzedników ;))



To moje pierwsze starcie z kosmetykami firmy Barwa. Mam jednak nadzieję, że nie ostatnie. Ciekawa jestem bardzo innych kosmetyków tej marki, chętnie czytam i śledzę recenzje tych produktów. Jeśli jeszcze jakiś kosmetyk wpadnie mi w ręce, najpewniej przyjrzę mu się bliżej. :))






środa, 22 kwietnia 2015

[Not-So-Glam] / Avon'owe tusze do rzęs

Not So Glam, czyli taka seria Nie - Ulubieńców, czyli kosmetyków, które nie do końca przypadły do mojego gustu. Od czasu do czasu będę pisać o takich bublowych zmorach ;) A mam ich kilka, więc będzie o czym pisać.. Nie raz trafiam niestety na kosmetyki, które okazują się nie być takie cudne, jak to się na początku na to zanosiło... 

Dzisiaj będzie o tuszach. Tuszach do rzęs ale ;)) Z Avonu. Avon'owe tusze do rzęs zawsze mi się nie sprawdzały, i nie wiem dlaczego, ciągle chciałam kupić jakiś nowy. Gdy katalog wpadnie w moje ręce, choćby nie wiem co, to i tak zawszę muszę coś zamówić... Taka uzależniająca siła jest chyba w tych katalogach. Pewnie Wy też tak macie :) I niektóre te kosmetyki naprawdę się u mnie sprawdzały i mam swoich Avon'owych ulubieńców, ale te nieszczęsne tusze od zawsze niestety mnie nie powalały... I mimo, iż jestem już nimi trochę zrażona, to niestety jak wypatrzę w katalogu jakąś nową 'fantastyczną' (na zdjęciu tam wszystko wygląda cudnie) szczoteczkę, to mam ochotę znowu kupić kolejny. 



Dzisiaj przedstawię Wam trójcę takich moich tuszowych bublowych nabytków. 

Tusz do rzęs Infinitize Mascara to 'tusz do rzęs, który ma zapewnić wydłużenie, podkręcenie i uniesienie. Posiada trzystrefową szczoteczkę, która dociera do wszystkich rzęs. Zawiera formułę z modelującymi mikrowłóknami'. Szczoteczka jest ciekawa, dlatego tusz wzbudził moją ciekawość, zachwytu niestety już nie. Tusz bardzo mi rzęsy sklejał, ani nie wydłużał, ani nie podkręcał. Ładna szczoteczka ze zdjęcia, niestety okazała się mało praktyczna podczas nakładania tuszu. Nie łapała wszystkich włosków. Szczoteczka mimo ładnego wyglądu ma ostre i kłujące włoski, trzeba wręcz uważać, żeby nie zrobić sobie krzywdy. 



Tusz do rzęs Super Drama Mascara to 'tusz pogrubiająco-wydłużający, który daje efekt spektakularnie większych oczu. Ma rewolucyjną szczoteczkę, z szerokimi włoskami, która unosi i modeluje rzęsy, optycznie otwierając oczy. Tusz daje efekt do 20% większych oczu'. To ci dopiero zapewnienia producenta... ;) Super Drama, to on niestety rzeczywiście jest, ale jeśli chodzi o działanie. Szczoteczkę ma już na szczęście trochę lepszą, niż poprzednik, jednak jest równie niewygodna w używaniu. Jest bardzo, ale to bardzo sztywna i twarda, nieprzyjemna wręcz dla rzęs. Tak jak zapewnił producent, oczy mi się otworzyły, ale niestety ze zdziwienia, jakimże ten tusz okazał się badziewiem. 



Tusz do rzęs SuperShock Mascara, to tusz, z którym o dziwo nawet się kiedyś lubiłam. Dziś nie bardzo wiem, jakim cudem ;) Zdążyłam użyć nawet kilka opakowań. I za każdym miałam inne odczucia. Raz tusz był zbyt rzadki a raz całkiem suchy, jakby już stary... Producent twierdzi, że tusz wyposażony jest w 'szczoteczkę przyszłości, Volume Boost, która umożliwia nałożenie większej ilości tuszu już za pierwszym razem i dokładne jego rozprowadzenie', i ta właśnie większa ilość tuszu sprawiła, że zaczęłam czuć niechęć do tego produktu. Szczoteczka sama w sobie jest naprawdę bardzo fajna, wcale nie przeszkadza mi, że jest taka duża, problem tkwi w konsystencji tuszu, wydobywa się go po prostu zbyt dużo. To tusz głównie pogrubiający, wydłużenie daje marne. Szybko zaczął się kruszyć i osypywać. 



Miałam jeszcze Aero Volume Mascara, która efekt dawała taki bardzo naturalny, że prawie nie było widać, że mam tusz na rzęsach. Liczyłam na coś więcej, ale widać Avon'owe tusze nie są mi pisane :)) Bardzo szybko pozbyłam się także szalonej i dziwacznej Mega Effects Mascara, ze zginaną rączką, którą po prostu nie umiałam się pomalować, za to moja koleżanka, której podarowałam ten tusz, była z niego zadowolona. Więc jak widać, dla każdego, co innego. 

Wszystkie tusze kupione zostały przeze mnie zawsze na jakiejś promocji, więc przynajmniej nie muszę narzekać, że straciłam aż tyyyyle pieniędzy, jakby to było w ich cenie regularnej. Urzekły mnie (co by nie mówić) ładne i z pomysłem wymyślone opakowania i wygląd niespotykanych na codzień, oryginalnych szczoteczek. Poza tym zdjęcia w katalogu zawsze są tak pięknie wykonane, że wręcz zachęcały mnie ogniście ;) do zakupu. 
Mój główny powód nie lubienia się z Avon'owymi tuszami, to to, że zbyt wiele tego kosmetyku się nakłada. Z każdym jednym było tak samo. Myślę, że opakowania po prostu są źle wymyślone, zbyt wielki jest 'gwint' opakowania, więc zbyt dużo tuszu wydostaje się na szczoteczce, co tylko prowadzi do sklejania się rzęs, więc niczym nie przypomina ładnie pomalowanego oka. Poza tym zauważyłam, że każdy tusz ma tylko 3 miesiące ważności, więc myślę, że to troszkę ze mało. Po tej dacie, moje tusze po prostu zrobiły się suche i kruche a do tego dziadowsko zaczęły śmierdzieć. 



piątek, 17 kwietnia 2015

Książkowa chciejlista!

Takiego posta jeszcze nie było, a szkoda. Mam w zanadrzu parę fajnych tytułów, które wydają mi się na tyle ciekawe, że chciałabym mieć je w swojej biblioteczce :)) Pomyślałam, że to będzie fajny pomysł na temat, gdy ostatnim razem buszowałam sobie w katowickim wielkim Empiku, i sama nie wiedziałam co mam wybrać. Ale w sensie, że za dużo bym chciała, a nie że nie wiem co ;)) Bo książek, które chciałabym mieć jest od groma.. i nawet sama nie wiem, które do tego posta powinnam wybrać. Ale w wielkim skrócie przedstawię Wam kilka moich najciekawszych pozycji. Taki chillout'owy post na weekend :))

'Vogue. Za kulisami świata mody', Clements Kristie
Książka dosyć 'świeża', bo wyszła całkiem niedawno, dopiero w lutym. Bardzo chciałabym przeczytać, ostatnio już w Empiku prawie ją miałam, ale capnęłam jednak coś innego. Była redaktor naczelna australijskiej edycji Vogue'a opisuje i zdradza tajniki i sekrety zza kulisowego świata mody. Czytałam recenzję i jak na razie same pozytywne, a to tylko zachęca do kupienia tej pozycji. 

'Kobiety Niepokorne', Christina Morato
Myślę, że to ciekawa, babska książka, która opisuje znane osobistości, wielkie nazwiska, ikony mody XX wieku. Kobiety sławne, bogate, poważane, doskonałe, ale samotne, pełne kompleksów i głębi duszy nieśmiałe. Poczytamy tu m.in. o Marii Callas, Coco Chanel, Jackie Kennedy, czy Audrey Hepburn. 



'Dymna', Elżbieta Baniewicz
Już kiedyś chciałam sprezentować sobie tą książkę, ale odpuściłam. Teraz chęć mi powróciła, szczególnie po ostatnim programie Kuby Wojewódzkiego, w którym gościła pani Ania, i dużo też było o tej książce. Mimo, że książka że jest dosyć gruba, to myślę, że warto poczytać, jeśli ktoś oczywiście lubi panią Anię Dymną. Same ilustracje zawarte w książce już zachęcają do tego, by ją mieć. :)

'Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń', Nick Vujicic 
O tej książce pisałam już jakiś czas temu, w jakiejś chciejliście, no i niestety nie mam jej jeszcze do teraz. To historia niezwykłego człowieka, który urodził się bez kończyn, i który wiedzie bardzo aktywne i spełnione życie. Jest wzorem do naśladowania dla innych ludzi, potrafi motywować i inspirować każdego. Prowadzi szkolenia, konferencje, inspirując miliony ludzi. Nic tylko podziwiać. 



'Ludzie, czy Bogowie', Dariusz Kortko, Krystyna Bochenek
Bardzo lubię takie klimaty. Mam ochotę przeczytać tę książkę, ponieważ pracuję w służbie zdrowia i te tematy są mi bliskie. Książkę o prof Relidze tego samego autora przeczytałam jednym tchem, i wiem, że ta pozycja też by mi się spodobała. Książka napisana jest w formie rozmów, wywiadów z 27 najbardziej liczącymi się lekarzami z różnych dziedzin, na tematy łatwe i przyjemne, ale także te bardziej ciężkie, jak śmierć, i ciężka choroba. 

'Makijaż bez tajemnic', Rae Morris
Książka, na którą się czaję i naczaić nie umiem :)) Nie wiem, czemu do tej pory jeszcze jej nie kupiłam, chociaż chciałam już od dłuższego czasu. Poradnik, który zawiera ciekawe rady, wskazówki, sztuczki, tabele kolorystyczne, pokazuje sposoby doboru odpowiednich produktów a także instrukcję różnych makijaży, byłby ciekawą pozycją w mojej biblioteczce. I mimo, że 'takich' książek mam już kilka, to nigdy dosyć ;))



'Pałac kolorów. Magia makijażu', Dorota Markowska-Kościukiewicz
Album, który też pragnęłam mieć już jakiś czas temu, ale jeszcze nie widziałam go stacjonarnie w Empiku (tak, wiem, wiem, że mogę zamówić on line;)), ale cena na razie mnie zniechęca ;) Książka przepełniona jest kolorem, magią i kobiecością. Prędzej czy później na pewno trafi w moje ręce. 

'Karolina OdNowa', Maciej i Karolina Szaciłło
Kontynuacja pierwszej książki 'Karolina na detoksie', która bardzo mi się spodobała i o której pisałam już na blogu ;) W książce znajdziemy proste i szybkie przepisy na codzienne dania, autorzy motywują nas także do większego dbania o siebie, swojego ciała i życia. 



'Jak zamieszać w swoim życiu, czyli koktajle dla zdrowia i urody', Katarzyna Błażejewska
Od dawna planowałam włączyć do swojego jadłospisu dobre dla zdrowia koktajle. I ta książka świetnie mi w tym pomoże. W książce znajdują się przepisy na koktajle zarówno warzywne, czy te z owoców i ziół. Koktajle to bomba witaminowa, więc ta pozycja koniecznie musi znaleźć się u mnie na kuchennej półce :) Chyba, że polecacie jakąś inną ciekawą książkę w tym temacie...? 

'Lekkość', Anna Starmach
Bardzo lubię książki Ani, mam już dwie, które wydała. Często korzystam z jej przepisów, które są naprawdę łatwe, smakowite i przyjemne do wykonania. Dlatego zainteresowała mnie też ta nowa, wydana przez nią pozycja. W książce oprócz zdrowych, fit przepisów, znajdują się także zestawy łatwych ćwiczeń, które mają pomóc nam wyszczuplić ciało ;)




A Wy macie jakiś swoich książkowych ulubieńców, albo pozycje, które chcielibyście nabyć w najbliższym czasie? :) 

Buziaki <3




niedziela, 12 kwietnia 2015

Tender Care Gift Box z Oriflame

Tender Care Gift Box, pięknie nazwany, czyli zestaw kremików uniwersalnych będzie dzisiaj tematem tego szybkiego posta. Zestaw ten trafił do mnie jako jeden z prezentów świątecznych, i dzisiaj chciałam Wam co nieco o nim napisać. Na początku szkoda mi było go w ogóle ruszać i używać, bo tak pięknie się prezentował, że troszkę zwlekałam zanim zaczęłam tak naprawdę tych kremików używać. 



Kremiki uniwersalne są powszechne znane i lubiane, gdyż są naprawdę uniwersalne i wielozadaniowe. Możemy dostać je głównie w sprzedaży katalogowej, zarówno Avon jak i Oriflame mają swoje znane już odpowiedniki. Na samym początku nie bardzo rozumiałam fenomen i zachwyt nad tym produktem, bo jest to po prostu taka bardziej bogatsza wersja popularnej, uniwersalnej wazeliny ;)) I poza zapachem żadnej większej różnicy nie widzę, no, ale jak to bywa, z czasem uległam tej miłości i zachwytowi i ja ;) 



Pierwsze, co rzuca się w oczy, to piękne, eleganckie opakowanie, dzięki któremu właśnie produkt ten idealnie nadaje się na prezent. Opakowanie wykonane jest z ładnego, grubego, lakierowanego kartonika i jest w formie wysuwanej szufladki z tasiemką. Zestaw pochodzi z kolekcji limitowanej, świątecznej, i zawiera cztery kremiki w różnych wersjach zapachowych; znajdziemy w nim kremik kokosowy, waniliowy, wiśniowy i karmelowy. 

Wszystkie wersje zapachowe zawierają ekstrakt z plastra miodu, który znany jest ze swoich właściwości silnie łagodzących i nawilżających, idealnie nadaje się więc na suchą i podrażnioną skórę. Kremiki są wielozadaniowe, można ich używać w wieloraki sposób; do skórek i paznokci, do ust, na suche łokcie, skórę między palcami, pięty, czy gdzie tam kto ma ochotę ;)
Zestaw kremików sam w sobie jest idealny na prezent, jest też doskonały jako dodatek do jakiegoś prezentu. 



Standardowa wersja, którą wszyscy kojarzymy to różowe, okrągłe pudełeczko, z miodową wersją kremiku. Tutaj, w zestawie dostajemy aż cztery różne wersje zapachowe. Kremiki pachną przepięknie, każdemu pewnie spodoba się co innego. Mnie najbardziej urzekła karmelowa i kokosowa wersja. Ich małe gabaryty idealnie nadają się do torebki, czy kieszeni. Mimo swoich małych rozmiarów, są naprawdę wydajne. Jedynym małym minusem (jak dla mnie) jest to, że trzeba grzebać tam paluchami, a im mniej produktu nam zostanie, tym jest to mniej wygodne i mniej poręczne. Mimo, że słoiczek jest pełen uroku, to lepszym, wygodniejszym rozwiązaniem byłoby płaskie pudełko. 



Produkt nie dość, że cieszy oko, to jeszcze naprawdę jest praktycznym upominkiem. Miałyście takie kremiki? Lubicie je używać? :)

Buziaki, Karola! <3



sobota, 11 kwietnia 2015

instaGLAM #2 /wycieczkowo...

Dzisiaj chciałam Wam pokazać moje zdjęciowe migawki z ostatniego czasu. Jakoś specjalnie nie zbierałam zdjęć do tego instaGLAMa, ale chociaż co nieco się nazbierało.



Dzisiaj wersja wycieczkowa, pokażę Wam, jak spędzałam mój czas wolny, cieszę się z tego, że co jakiś czas udało nam się gdzieś wyskoczyć i oczyścić umysł... Króciutkie, bo króciutkie, ale jest ;)))



1. Zdrowa herbatka pełna witaminy C zawsze spoko ;) / 2. i 3. Jezioro (Zbiornik) Rybnickie z widokiem na Elektrownie / 4. Fantastyczne drzewo z drzwiami w Chudowie / 5. Ruiny Zamku w Chudowie / 6. Tiramisu po wycieczce / 7. Ranek przed pracą - nocą napadało nieoczekiwanie... ;) / 8. ..A na drugi dzień można było znowu chodzić w trampkach / 9. Konie w Paniówkach :)




10. ..I drugi / 11. Raz słońce, raz deszcz, raz śnieg / 12. Zachód słońca z Zbrosławicach / 13. Piękny dzień na Elce / 14. I znów śnieg - Park w Pszczynie / 15. Pszczyńskie Żubry / 
16. i 17. Browar Książęcy w Tychach, super wycieczka! :) / 18. Śląska Giełda Kwiatowa w Tychach

Jak widzicie pogoda 'dopisywała', a już na pewno zaskakiwała. Co pół godziny inna, w sumie nie wiadomo nawet jak się ubrać i na co być gotowym. Ale nawet takie wahania pogody nie popsuły mi dobrego humoru podczas naszych wędrówek ;))) 

...Dzisiaj też wyruszamy w teren, bo ma być piękna pogoda :) Jeśli ktoś z Was planuje kisić i siedzieć w domu, to niech koniecznie zmieni te plany, bo szkoda dnia :)))

Buziaki, <3

wtorek, 7 kwietnia 2015

[So-Glam], czyli ulubieńcy marca! :)

Dzisiaj na szybko chciałam Wam przedstawić moich 'marcowych przyjaciół', mowa więc będzie o produktach kosmetycznych, których w ubiegłym miesiącu używałam najczęściej i najchętniej. 
Nie ma tego za wiele, ale ważne żeby było, krótko i na temat :)) Skupiłam się raczej na produktach do pielęgnacji, bo jeśli chodzi o kosmetyki do makijażu, to niedawno o moich codziennych ulubieńcach mogłyście poczytać <ulubione kosmetyki do makijażu>



Avon Advance Techniques, Spray dodający blaskukupiony z najnowszego katalogu, z ciekawości. Bardzo fajna mgiełka, którą rozpylamy na lekko wilgotne lub suche włosy. Pamiętam, że Avon w swojej ofercie miał kiedyś podobny produkt, lecz nie za miłe mam z nim wspomnienia. Śmierdział i kleił się bardzo. Ten spray jest natomiast całkiem inny, nie dość, że uwielbiam jego zapach, który długo się utrzymuje, to włosy naprawdę są pięknie lśniące :) Trzeba tylko pamiętać, by psiknąć dosłownie odrobinę, żeby nie uzyskać przesadzonego 'efektu tłustych włosów'. W tym przypadku sprawdza się stwierdzenie, że co za dużo, to niezdrowo ;)) Mgiełki używam codziennie i jestem zadowolona. kosztował coś poniżej 10 zł, więc myślę, że warto. 

Jeśli jesteśmy w temacie włosów, to od jakiegoś czasu lubię używać Olejków na gorąco z pszenicą i kokosem z serii Nature Secrets, marki Oriflame, które mają tak piękny zapach, że czuć je już przez zamknięte opakowanie. Intensywnie odżywiają i regenerują suche włosy. Te małe, jednorazowe tubki kosztują coś poniżej 5 zł. Jak na olejki są dosyć wodniste, więc trochę trzeba uważać podczas aplikacji. Co jakiś czas zamawiam więc kilka takich opakowań, dzięki nim końcówki moich włosów są naprawdę gładziutkie, pachnące, zregenerowane i odżywione. Serdecznie Wam polecam. 

Jakiś czas temu, kupiłam na promocji w SP wodę micelarną do demakijażu z płatkami róży firmy Nuxe. I jestem zachwycona. Mimo, że nie do końca lubię różane zapachy, to ten jest dla mnie całkiem przyjemny. Produktu używam jednak głównie jako toniku, gdy makijaż mam już zmyty. Świetnie odświeża, jest polecany dla wrażliwej skóry, więc absolutnie nie podrażnia. Nie wiem, jak sprawdza się do zmywania makijażu, bo ja makijażu nim po prostu nie zmywam. Trochę stosuję go niezgodnie z przeznaczeniem, ale i tak jestem zadowolona. Wielka, 400 ml butla starczy na bardzo długo, poza tym na promocji kosztowała 34 zł, więc nic tylko brać :)) A że markę Nuxe bardzo lubię, więc dałam się skusić. 

Na przełomie stycznia i grudnia kupiłam na promocji serum przyśpieszające wzrost rzęs Long 4 Lashes, marki Oceanic, które używam do dzisiaj, więc to nie tylko taki marcowy ulubieniec. I muszę przyznać, że rzeczywiście widzę różnicę w długości moich rzęs. Są wyraźnie dłuższe :)) Szczególnie te, w zewnętrznych kącikach. Nie stosuję go niestety codziennie, prawie, ale jednak nie codziennie. Czasami, po ciężkim dniu, po kąpieli wprost padam do łóżka, i po prostu zapominam się nim maznąć, a i tak efekty widzę, więc nie jest źle.. Pewnie będę kupować to serum regularnie, co pół roku (na tyle ma starczyć jedno opakowanie), bo dzięki niemu mam po prostu ładniejsze spojrzenie ;)

Jakiś czas temu kupiłam duet marki Bioliq - krem kojąco-wzmacniający i intensywne serum rewitalizujące, które teraz doczekało się swojego 'używania'. Krem stosuję codziennie rano solo, serum natomiast najczęściej wieczorem razem z kremem. Dzięki tym produktom, moja skóra twarzy wyraźnie się wygładziła i odżywiła. Duet zredukował też moje niewielkie zaczerwieniania, i popękane naczynka. Krem idealnie nadaję się pod makijaż, dobrze współgra i z podkładem i z bazą. Serum jest bardzo wydajne, aktywnie nawilża, produkt aplikuję się za pomocą wygodnej i łatwej w stosowaniu pipetki. Ten duet sprawił, że nie mam już problemu z suchą skórą, jeśli będzie tak fantastycznie sprawdzał się dalej, to na pewno będę do niego wracać :)

Ostatni produkt, którym zachwycała się moja buzia w marcu, był wygładzający peeling do twarzy z Sylveco, który kupiłam u siebie w mieście na pasażowej Mydlarni. Peeling stworzony jest na bazie oleju słonecznikowego i palmowego i przeznaczony jest do oczyszczania suchej, zmęczonej skóry twarzy. Produkt zamknięty jest w odkręcanym słoiczku, z metalową nakrętką, ma formę twardego, gęstego, zbitego kremu, który przy kontakcie z ręką i wodą jakby się 'rozmiękcza'. Łatwo masować nim twarz, po spłukaniu zostawia lekko tłusty film (który mi akurat nie przeszkadza, bo dodatkowo nawilża), a skóra jest idealnie gładziutka i pięknie pachnąca. 
Jestem też bardzo ciekawa drugiej wersji peelingu - tej oczyszczającej, ale na razie nie mam aż takich problemów ze swoją skórą, ale myślę, że kiedyś też go wypróbuje. Z czystej ciekawości :)




sobota, 4 kwietnia 2015

Szybkie zakupy, szybki post... (#4)

Dzisiaj przybywam do Was z szybkim postem z cyklu 'Szybkie zakupy...' ;)) Ostatnio wybrałam się do Silesii w Katowicach w poszukiwaniach jakiejś fajnej wiosennej kurtki, a że zawsze jak się czegoś szuka, to akurat tego nie ma, no to skończyło się jak zwykle na innych drobnych zakupach, tylko że bardziej kosmetycznych ;) 


Wstępując do The Body Shop, miałam nadzieję kupić sobie rumiankowe masło do demakijażu, o którym bardzo dużo czytałam na innych blogach i które zapragnęłam mieć i ja, ale będąc w sklepie pani poinformowała mnie, że produkt nie za bardzo polecany jest do zmywania makijażu oczu, raczej twarzy, i ochota jakoś mi zmalała... Muszę więc jeszcze trochę więcej o tym masełku poczytać. Skusiłam się za to na jedno z kultowych maseł do ciała, które są teraz na promocji i wybrałam wersje Papaya Body Butter :)) Pachnie przepięknie, słodziutko ale nie mdląco. Obwąchałam prawie wszystkie wersje i to ta spodobała mi się najbardziej :) Słoik ma pojemność 200 ml, więc na pewno starczy na dłużej, ale cena - nawet ta na promocji 39 zł moim zdaniem to i tak lekka przesada :) W gratisie dostałam odlewkę kremu do rąk, Hemp Hand Protector, który myślałam, że spodoba się mojemu chłopowi, ale jednak go nie przekonał. Pomimo ogólnego blogowego zachwytu, mnie jakoś za bardzo nie zachwycił, mimo wszystko muszę przyznać, że konsystencja i działanie jest ok, ale ten specyficzny zapach niestety drażni mój nos :) 

Do Douglasa wpadłam na szybko, bardzo chciałam kupić któryś z nowych błyszczyków do ust Nyx'a, a właściwie Butter Gloss które widziałam już na kilku blogach i spodobały mi się bardzo. Prawie wszystkie kolory mi się spodobały, ale na razie skusiłam się na jeden, BLG08 Apple Strudel. Ma przepiękny zapach i fajną, gęstą konsystencję, w ogóle nie przypomina standardowego 'rzadkiego' błyszczyka. Jak na razie produkt bardzo mi się podoba, ma ładne, matowe wykończenie, nie klei się i jest dosyć trwały. Kolor, który wybrałam jest delikatny i raczej uniwersalny. Myślę, że będzie pasował każdej dziewczynie. Na pewno skuszę się na jeszcze inne odcienie. Kolejny w kolejce będzie na pewno Cherry Cheese Cake, piękny orange ;)) 

W Douglasie na zachętę 'wciśnięto' ;) mi jeszcze tusz do rzęs Clinique, a raczej wersję mini, lubianego tuszu High Impact Mascara, który już kiedyś miałam i pamiętam, że nie pałałam do niego siarczystym uczuciem, bo dawał baaaaardzo, ale to bardzo delikatny efekt, ale postanowiłam dać mu drugą szansę. Poużywam i zobaczymy jak się sprawdzi tym razem. Ale coś mi się zdaję, że Benefitu i tak nie przebije ;) No ale skoro kupiłam, to nie ma co narzekać ;))

Jako, że od jakiegoś czasu zapragnęłam być ruuuda, po drodze wstąpiłam do Super Pharm po farbę do włosów w wymarzonym kolorze ;)) Pech chciał, że nie było tej, która zawitała na moich włosach jakieś 3 tygodnie temu i miałam robić powtórne farbowanko (nie wiem, czy zmienili opakowania, czy ją wycofali, a ja głupia nie zapamiętałam, jaki to był numerek, pamiętałam jedynie kobitkę z opakowania), musiałam więc wybrać jakąś inną. Wszystkie te 'rude' wydawały mi się takie wręcz aż 'za bardzo chamsko rude', więc wybór padł na Palette Deluxe, 370 Szlachetna Jasna Miedź. Zobaczymy, jak wyjdzie. Jeśli kiepsko, będę szukać dalej. 

Na pasażu w Mydlarni kupiłam sobie w końcu odżywczą pomadkę z peelingiem z Sylveco, którą chciałam ją już od dłuższego czasu, ale ciągle jej nie było. Byłam bardzo ciekawa tego produktu, kiedyś miałam już podobną z Palmers'a (tylko wiśniową) i byłam zadowolona. Poza tym to zawsze to fajny 'gadżet' do torebki. Produkty Sylveco kuszą mnie już od jakiegoś czasu, na razie mam tylko peeling do twarzy, ale chciałabym, żeby moja znajomość z tą marką rozrastała się :))

W Super Pharm kupiłam jeszcze nowy tusz do rzęs Maybelline, Lash Sensational Multiplying Mascara, który ciekawił mnie już jakiś czas. Ma fajną, lekko zakręconą, ukośną, silikonową szczoteczkę, która bardzo dobrze rozdziela i podnosi i pogrubia włoski. Jak na razie jestem mega zadowolona z używania, ale poużywam trochę i zobaczymy. 

Przy kasie 'szarpnęłam się' jeszcze na krem pielęgnacyjny do stóp marki Gehwol, który mimo, że bardzo krótko się znamy, to już podbił moje serce. Bardzo intensywnie nawilża, przepięknie pachnie, skóra jest gładka i przyjemna w dotyku a sam krem bardzo szybko się wchłania. Zawiera substancje aktywne z miodu, mleka, mocznik i olejek z awokado. Jest to mój pierwszy produkt tej firmy, i odbieram go bardzo pozytywnie. 

To by było na tyle, jeśli chodzi o moje mini szybkie zakupy. Ciekawa jestem, czy znacie lub macie któryś z tych produktów, albo zastanawiacie się może nad zakupem.
Pozdrawiam, buziaki!